Przejdź do treści

Szkolenie indywidualne Historia Waldemara - Akademia ARBIZ | Szkolenia z wystąpień publicznych, trenerskie

Pomiń menu
Andrzej Różański Trener Wystąpień Publicznych
Pomiń menu
Artykuły > Artykuły - kategorie > 8. Historie klientów

Historia Waldemara (case study)

Historia Waldemara – Od Stresu do Mistrza Wystąpień Publicznych
Początek – strach, który paraliżuje
 
Waldemar był człowiekiem sukcesu. Stworzył dobrze prosperującą firmę, zatrudniał ludzi, podejmował odważne decyzje biznesowe i podejmował ryzyko tam, gdzie inni się wahali. Na pierwszy rzut oka był liderem w pełnym tego słowa znaczeniu.
Jednak miał jeden sekret, który skrzętnie ukrywał – panicznie bał się przemawiania publicznego.
Każda sytuacja, w której musiał stanąć przed zespołem, prezentować wyniki czy wystąpić na branżowej konferencji, powodowała u niego fizyczne objawy stresu. Spocone dłonie, przyspieszony oddech, ścisk w żołądku. Czuł się, jakby całe jego ciało buntowało się przeciwko wystąpieniom.
Unikał ich, jak tylko mógł. Kiedy musiał coś zaprezentować, mówił szybko i monotonnie, byle tylko mieć to za sobą. Omijał kontakt wzrokowy, trzymał się kurczowo notatek i modlił się, by nikt nie zadawał pytań.
To wszystko sprawiało, że w oczach pracowników nie był już tak charyzmatycznym liderem. W firmie mówiono: „Świetny strateg, ale mało inspirujący”. A Waldemar wiedział, że to prawda.
 
Punkt zwrotny – klęska przed całym zespołem
Przełomowy moment nadszedł pewnego dnia, kiedy musiał przedstawić nową strategię rozwoju firmy. Było to jedno z tych wystąpień, które miało zmotywować pracowników, wlać w nich wiarę w przyszłość firmy i pokazać, że mają przed sobą świetne perspektywy.
Waldemar przygotował slajdy, rozpisał szczegóły. Wszystko było dopracowane – na papierze.
Ale gdy stanął przed salą pełną ludzi, nagle wszystko się posypało. Zapomniał, od czego miał zacząć. Serce waliło mu tak mocno, że czuł je w gardle. Głos zadrżał, ręce się spociły. Próbował czytać z notatek, ale słowa przestawały mieć sens.
W sali zapadła cisza. Ludzie patrzyli, czekali.
Po kilku minutach męczarni Waldemar zakończył prezentację dużo szybciej, niż planował. Sam czuł, że było fatalnie.
Wieczorem długo myślał o tym, co się stało. Czuł upokorzenie. Wiedział, że jeśli chce być prawdziwym liderem, musi się zmierzyć ze swoim największym lękiem. Nie mógł dłużej uciekać.
I tak zaczęła się jego podróż do mistrzostwa w wystąpieniach publicznych.
 
Trening – walka z własnym strachem
 
Waldemar przyszedł do mnie zdeterminowany, ale i "pełen wątpliwości".
Nie wiem, czy w ogóle się do tego nadaję. Może są ludzie, którzy po prostu nie powinni przemawiać? – powiedział na pierwszym spotkaniu.
Odpowiedziałem mu jasno i dobitnie:
Nie chodzi o to, czy się nadajesz. Chodzi o to, czy jesteś gotów się nauczyć.

Uśmiechnąłem się i dodałem, że każdy, kto do mnie trafia zaczynając od tego pytania.
Pierwsze tygodnie były trudne. Pracowaliśmy nad jego stresem, ucząc się, jak panować nad ciałem i głosem. Pokazałem mu techniki oddechowe, które pozwalały uspokoić nerwy. Nauczył się kontrolować napięcie w ciele i świadomie używać pauzy, zamiast mówić w pośpiechu.
Zaczęliśmy od prostych ćwiczeń – krótkich przemówień w małym, kontrolowanym środowisku. Stopniowo oswajał się z dźwiękiem własnego głosu, z tym, że ludzie na niego patrzą.
Kiedy poczuł się nieco pewniej, przeszliśmy do kolejnego etapu.
Zaczął uczyć się, jak mówić obrazowo, jak używać historii do angażowania publiczności. Odkrył, że wcale nie musi być perfekcyjny – musi być autentyczny.

Początkowo wciąż miał chwile zwątpienia. Po jednym z treningów powiedział:
Wydaje mi się, że nadal to nie jest „to”.
Odpowiedziałem mu wtedy:
Każdy wielki mówca kiedyś zaczynał. Twoja siła nie tkwi w braku tremy, ale w tym, jak się z nią obchodzisz.
 
Pierwszy sukces – przełamanie bariery
 
Po trzech miesiącach pracy nadszedł pierwszy ważny moment – wystąpienie na wewnętrznym spotkaniu firmowym.
Tym razem wszystko było inne. Waldemar nie trzymał się kurczowo notatek. Mówił wolniej, pewniej. Widział reakcję ludzi, dostrzegał, że go słuchają.
 
Po wystąpieniu podeszło do niego kilku pracowników.
Szefie, to było świetne! – usłyszał.
 
Po raz pierwszy poczuł nie tylko ulgę, że to już za nim, ale prawdziwą satysfakcję.
 
Wielki finał – Waldemar na konferencji
Kolejne miesiące były kolejnymi krokami w jego rozwoju. Każde wystąpienie było lepsze. Zaczął nie tylko przemawiać, ale i inspirować.
Aż w końcu sam zgłosił się jako prelegent na branżową konferencję.
Pamiętam, jak przyszedł do mnie i powiedział:
Nie uwierzysz, ale… zapisałem się jako mówca na konferencji!
 
Tam, na scenie, przed setkami ludzi, Waldemar zaprezentował się jak prawdziwy lider. Mówił pewnie, angażująco. Po wystąpieniu podeszło do niego wielu uczestników, gratulując mu świetnej prezentacji.
To, co kiedyś wydawało się jego największą słabością, stało się jego siłą.
 
Podsumowanie – bohater, który przeszedł drogę od lęku do mistrzostwa
Waldemar pokonał nie tylko tremę – zmienił sposób, w jaki postrzegał siebie. Z lidera, który bał się mówić, stał się kimś, kto inspiruje innych.
Dziś nie tylko przemawia do swojego zespołu bez lęku, ale także regularnie występuje na konferencjach. Sam śmieje się z tego, że kiedyś unikał wystąpień za wszelką cenę.
Jego historia pokazuje, że nikt nie rodzi się świetnym mówcą. Mistrzostwo to proces – droga, którą trzeba przejść.
Wróć do spisu treści